sobota, 19 kwietnia 2014

Ile chcesz jeszcze czekać na zmartwychwstanie?

W wakacje biegałam po przepięknej, krętej ścieżce, która prowadziła na szczyt góry w Słowackiej miejscowości. Na zakrętach ścieżki pojawiały się kolejne stacje drogi krzyżowej. Wbiegając na szczyt zastanawiałam się, dlaczego są drogi krzyżowe a nie drogi szczęśliwe... czy można poczuć prawdziwe szczęście nie upadając na ścieżkach naszego życia? Skazani na życie bierzemy je w swoje ramiona takie jakie jest i upadamy po raz pierwszy. Odkrywamy, że matka jest dla nas najważniejsza, spotykamy przyjaciela, który pomaga nam nieść krzyż, przyjaciółkę, która ociera nasze łzy. Upadamy po raz drugi, ale wtedy podnosimy się z jeszcze większą siłą, aby pocieszyć płaczące niewiasty i z uśmiechem na twarzy pokonywać kolejną część drogi, aż do następnego upadku... i tak, aż dojdziemy do prawdy. Mimo upadków i tak warto iść bo każde doświadczenie czegoś nas uczy. Z białego i czarnego robi się szare lub kolorowe tu i teraz. Tylko od nas zależy jaki wybierzemy kierunek. A może nie trzeba czekać do śmierci na zmartwychwstanie. Może można zmartwychwstać za życia? Może wystarczy upaść ileś tam razy, aby odnaleść prawdę i miłość w sobie? Wiecie co było na szczycie góry? - przepiękny widok na Słowackie Tatry... Warto było codziennie rano pobiec szlakiem drogi krzyżowej... Wesołych Świąt :-)