wtorek, 3 stycznia 2017

W zgodzie z wartościami.


Zdjęcie użytkownika Fit&Wellness.



Jak tu żyć w zgodzie z wartościami, kiedy życie takie ciekawe. Co wybrać bogactwo czy uczciwość, rodzinę czy wolność, pracowitość czy wygodę, zdrowie czy zabawę, serce czy rozum, mieć czy być... 

Pracę z wartościami zawsze zaczynam od listy wartości, które są dla mnie ważne. Ciężko wybrać, bo kierują nami w życiu różne potrzeby. Wydaje nam się, że wartości ograniczą nam nasze możliwości. PRACA nas męczy i stresuje więc piątek zaczynamy od DOBREJ ZABAWY, aby zaznać odrobinę WOLNOŚCI. Nasza wolność nie podoba się jednak naszej RODZINIE, bo w sobotę jesteśmy zmęczeni, nasz SPOKÓJ WEWNĘTRZNY zostaje zaburzony a ZDROWIE nadwyrężone przez brak snu, wypity alkohol i niezdrowe jedzenie. Jednak lubimy WYZWANIA i nie chcemy być postrzegani za osoby mało ZAANGAŻOWANE, więc uruchamiamy pokłady ENERGII, aby w sobotnie popołudnie być już gotowym na przyjęcie gości i pielęgnowanie przepięknej wartości jaką jest PRZYJAŹŃ.

Ja już się zmęczyłam tym weekendem a to dopiero sobotnie popołudnie. Czy na pewno wartości, które często realizujemy są tymi, które chcemy realizować. Czy jesteśmy pewni, że to, co robimy jest naszą potrzebą, czy po prostu modą, chęcią udowodnienia innym czegoś (?). Czy płyniemy z prądem rzeki, bo chcemy czy dlatego, że inni tak robią. Czy idziemy pod prąd, bo chcemy, czy po to żeby zrobić komuś na złość, coś komuś udowodnić. Ile w naszym życiu jest nas samych, a ile teorii, mądrości, przekonań innych ludzi, dla których często wcale się nie liczymy. Bądźmy przede wszystkim wartością dla samych siebie a wtedy nie będziemy musieli wybierać, bo w życiu można zarówno być jak i mieć.

piątek, 14 listopada 2014

Strefa dyskomfortu


Mamy w życiu dwie możliwości, albo żyć w strefie komfortu albo w strefie dyskomfortu. 

O ile życie w strefie komfortu może sprawiać nam przyjemność to zawsze w końcu wydarzy się coś co spowoduje, że ta sytuacja się zmieni. Trudno jest samemu podjąć decyzję o tym, aby osiągnąć poziom dyskomfortu albo świadomie do tego dążyć, ale nasza podświadomość jest bardzo czujna i jeżeli tylko jesteśmy gotowi na nowe wyzwania to życie rzuca nam kłody pod nogi. Jeżeli mamy marzenia i chcemy je realizować a nie zawsze jesteśmy do ich spełnienia gotowi to musimy się dobrze przygotować do nowej sytuacji do tego, że będziemy jeździć np. nowym samochodem. To nie jest proste przesiąść się ze starego gruchota do nowego volvo i nie chodzi tu tylko o umiejętności prowadzenia samochodu. Ta sytuacja niesie za sobą wiele innych zmian. Musimy być przygotowani, aby ponieść konsekwencje zrealizowanego marzenia, których do końca nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Musimy zdobyć tą odwagę, aby ruszyć w nieznane. Musimy czuć, że zasługujemy na tą zmianę. Z cudownego komfortu, przechodzimy zatem do świadomego dyskomfortu i tkwimy w nim, tkwimy i tkwimy. Mało tego dokonanie właściwej zmiany czasami trwa bardzo długo, bo zamiast jej dokonać robimy wszystko dookoła. Oczywiście ma to swoje duże plusy, bo właśnie w dyskomforcie posuwamy się do przodu, osiągamy swoje mniejsze i większe cele pośrednie, aby chociaż poczuć chwilową satysfakcje i przekonać się, że to jednak nie to. Odchodzimy od realizacji głównego marzenia, prawdziwego celu tylko dlatego, że nie jesteśmy do niego jeszcze gotowi. 

Każdy z nas zasługuje na życie życiem z najpiękniejszej bajki. Ta bajka może zdarzyć się tu i teraz, bo my jesteśmy jej autorami. Jeżeli scenariusz naszej bajki do końca nam nie odpowiada zastanówmy się czy czasami, ktoś nie zapędził nas do roli drugoplanowej przy spełnianiu jego marzeń. 

środa, 20 sierpnia 2014

Wprowadzanie zmiany - jak zacząć ?



  1. Zastanów się jaka zmiana jest dla Ciebie najważniejsza. Możesz do tego wykorzystać narzędzie jakim jest skalowanie – narysuj strzałkę i zaznacz na jej początku 0 a na końcu 10. Przyjrzyj się poszczególnym płaszczyznom swojego życia i określ na ile jesteś subiektywnie zadowolony ze stanu, w jakim się znajdujesz w danej chwili. Możesz wziąć pod uwagę twoje zadowolenie z pracy, rodziny, życia towarzyskiego, stanu twojego zdrowia. Jeżeli chcesz popracować np. nad finansami to zdefiniuj zero jako całkowity brak pieniędzy a 10 jako sytuację idealną, w której chcesz się znaleźć. Pamiętaj o tym, aby dokładnie określić czym jest dla Ciebie sytuacja idealna. Ile potrzebujesz pieniędzy i konkretnie na co. "Chcę mieć tyle pieniędzy, żeby wystarczyło mi na wszystko" - jest zbyt mało konkretnym założeniem. Teraz określ, w którym miejscu znajdujesz się tu i teraz czy jest to 4 czy może 7.
  2. Jeżeli zdefiniujesz poszczególne płaszczyzny i określisz w jakim miejscu się znajdujesz, zobaczysz nad czym powinieneś popracować. Wybierz na początek najważniejszą dla ciebie płaszczyznę, w której chcesz dokonać zmian na lepsze i zastanów się, co możesz zrobić aby przesunąć się o jeden stopień wyżej. 10 na skali to twój cel, jeżeli określiłeś swój obecny stan na poziomie 5 to w jaki sposób przejdziesz na poziom 6? 
  3. Przygotuj plan działania i koniecznie określ czas jego realizacji. Plan musi być bardzo dokładny, im lepiej go przygotujesz tym łatwiej będzie ci weryfikować jego wprowadzanie w życie.
  4. Wyeliminuj rzeczy, na które nie masz wpływu. Jeżeli decydujesz się wprowadzić zmianę, której nie chce wprowadzić osoba, z którą np. współpracujesz musisz liczyć się z tym, że ta osoba może być niezadowolona – nie masz na to wpływu. Wtedy zastanów się, co jest dla Ciebie ważniejsze – twoja zmiana czy zadowolenie osoby, z którą współpracujesz.
  5. Zacznij wprowadzać zmiany od pierwszego kroku. Tylko działanie przybliży cię do realizacji celu.
  6. Nie bój się, jeżeli nawet popełnisz błąd zawsze możesz dokonać kolejnej zmiany. Nie popełnia błędów tylko ten, kto nic nie robi.
  7. Wizualizuj efekt końcowy, czyli wyobrażaj sobie bardzo dokładnie stan, który chcesz osiągnąć. W swojej wyobraźni nie zapominaj o obrazach, smakach, uczuciach, głosach które pojawiają się w momencie osiągnięcia celu. Im są wyraźniejsze tym łatwiej je osiągnąć. Zaczynaj z wizją końca tylko to spowoduje, że zrealizujesz swój cel. 

niedziela, 13 lipca 2014

S.M.A.R.T.


               Cel to marzenie z datą usłyszałam na jednym z pierwszych szkoleń, w których miałam okazję uczestniczyć. Czy to oznacza że marzenie można naprawdę zrealizować, jeżeli określi się je w czasie? Czy konkretna data realizacji jest gwarancją sukcesu? W moim przypadku tak łatwo nie było. Realizacja moich celów przesuwała się w czasie, ale jedno jest pewne, że cel, który faktycznie chciałam zrealizować albo zrealizowałam z opóźnieniem albo po prostu tracił na atrakcyjności czyli nie był moim celem. Ze szkoleń biznesowych wiedziałam, że cel musi być SMART czyli prosty, mierzalny, osiągalny, ambitny i umiejscowiony w czasie. Zawsze najprościej było mi wymyślać cele ambitne, umiejscowione w czasie i realne. To były 3 elementy z całej piątki - brakowało mi prostoty celu i chęci nadania mu pewnych miar. To z pewnością było celowe działanie mojej podświadomości, bo prosty (jasno sformułowany) cel, albo się osiągnie, albo nie. Mając miliony pomysłów po drodze lepszych, ciekawszych i w danym momencie ważniejszych nie musiałam się rozliczać ze sobą z tego najważniejszego :-). 

               Do przemyśleń dotyczących moich celów wróciłam, podczas wędrówek po trasach górskich. Wychodząc w góry zawsze musimy wcześniej ustalić cel podróży, sprawdzić warunki pogodowe, przyjąć alternatywne rozwiązania w razie deszczu. Nie mogłam wchodzić na szczyt z nastawieniem, że może się uda, nie mogłam również próbować wejść na szczyt. Decyzja musiała być jasna i konkretna, albo wchodzię, albo nie. Jeżeli wiemy dokąd idziemy to łatwiej jest nam pokonywać drogę, możemy rozkoszować się samą drogą, ale satysfakcja osiągnięcia celu oraz świadomość, że musimy to zrobić tu i teraz powoduje, że bardziej skupiamy się na celu niż na drodze. Nie czujemy zmęczenia, nie czujemy że nam zimno, zamarzają dłonie czy obciera but. Mamy w głowie tylko jedną myśl, żeby osiągnąć swój cel. Jeżeli jest on ambitny mamy więcej energii na starcie. Zdecydowanie szybciej pokonywałam pierwsze odcinki trasy idąc na dwutysięcznik, niż wchodząc na Gubałówkę.  Drogowskazy, które pokazywały, ile czasu potrzebuję do osiągnięcia mojego celu, były dużym ułatwieniem i jednocześnie motywatorem. To, co mierzyły, pomagało ustalić, na jakim etapie drogi się znajduję. Cel musiał być osiągalny (przynajmniej hipotetycznie) - nie decydowałam się na wspinaczkę po wyższych partiach gór, gdzie leżał jeszcze śnieg. Nie byłam do tego przygotowana i znałam możliwe konsekwencje tak nieprzemyślanych decyzji. Wiedziałam również, że na realizację działania mam określony czas. Aby zdążyć przed zmianą pogody i prognozowanym deszczem musiałam czasami przyspieszyć. Niepotrzebne opóźnienia mogły spowodować, że np nie zobaczę przepięknych górskich widoków, które schowają się pod chmurami. Dobre tempo na szlaku rekompensował przepiękny widok na szczycie. I to co dla mnie było najważniejsze to prostota celu - za każdym razem ustalałam konkretny cel podróży. Jasny, bez drugiego dna ;-). Mogłam przecież po drodze na szczyt zostać fotografem, pisarzem, mogłam namalować piękny obraz, mogłam również ugotować pyszny obiad w napotkanym schronisku, pobawić się w archeologa, zadbać o moją opaleniznę, przespać się, rozkoszować słuchaniem muzyki, poszukać drogi na skróty, mogłam sprawdzać co nowego u moich przyjaciół z facebooka... mogłam robić tysiące różnych rzeczy ale, czy wtedy osiągnęłabym swój cel...


sobota, 19 kwietnia 2014

Ile chcesz jeszcze czekać na zmartwychwstanie?

W wakacje biegałam po przepięknej, krętej ścieżce, która prowadziła na szczyt góry w Słowackiej miejscowości. Na zakrętach ścieżki pojawiały się kolejne stacje drogi krzyżowej. Wbiegając na szczyt zastanawiałam się, dlaczego są drogi krzyżowe a nie drogi szczęśliwe... czy można poczuć prawdziwe szczęście nie upadając na ścieżkach naszego życia? Skazani na życie bierzemy je w swoje ramiona takie jakie jest i upadamy po raz pierwszy. Odkrywamy, że matka jest dla nas najważniejsza, spotykamy przyjaciela, który pomaga nam nieść krzyż, przyjaciółkę, która ociera nasze łzy. Upadamy po raz drugi, ale wtedy podnosimy się z jeszcze większą siłą, aby pocieszyć płaczące niewiasty i z uśmiechem na twarzy pokonywać kolejną część drogi, aż do następnego upadku... i tak, aż dojdziemy do prawdy. Mimo upadków i tak warto iść bo każde doświadczenie czegoś nas uczy. Z białego i czarnego robi się szare lub kolorowe tu i teraz. Tylko od nas zależy jaki wybierzemy kierunek. A może nie trzeba czekać do śmierci na zmartwychwstanie. Może można zmartwychwstać za życia? Może wystarczy upaść ileś tam razy, aby odnaleść prawdę i miłość w sobie? Wiecie co było na szczycie góry? - przepiękny widok na Słowackie Tatry... Warto było codziennie rano pobiec szlakiem drogi krzyżowej... Wesołych Świąt :-)

wtorek, 18 marca 2014

Nie znasz zakończenia swojej historii...



Życie jak to życie jest pełne niespodzianek. Zazwyczaj w najmniej oczekiwanym momencie zaskakuje cię przewrotność losu. Niby wszystko poukładane a tu nagle ciach... staje się coś o czym nigdy wcześniej nie pomyślałeś i nigdy Ciebie nie dotyczyło. Czasami nawet przekornie śmiałeś się z sytuacji, które spotykały innych i nie mogłeś zrozumieć jak to jest możliwe. Często pewnie też krytykowałeś pewne zachowania, rozwiązania, radziłeś w potrzebie lub śmiałeś się pod nosem. Skąd to wiem... ? Bo wszyscy tak mamy... ;-)

Oczywiście dopóki pare razy życie  nie ukręci nam tego nosa. Ale jak już ukręci to gdzie znaleść wyjście z sytuacji, w jaki sposób na nowo odnaleść się w zupełnie odmiennych okolicznościach. W końcu zaistniała zmiana. Jedna zmiana determinuje kolejne i nie ma powrotu do tego co było.

Do zmiany możemy doprowadzić świadomie lub nieświadomie. My możemy tą zmianę zainicjować, ale również ktoś inny, kto ma na nas duży wpływ. Zmiana może być przemyślana lub nieprzemyślana, może wynikać z serca, rozumu lub intuicji. Może być nowym początkiem, początkiem końca lub elementem realizacji naszego celu. Może być rozwiązaniem samym w sobie lub potrzebą do szukania nowych rozwiązań.

Nigdy jednak nie wiemy, jaki będzie miała wpływ na nasze przyszłe życie... Nawet, kiedy przez moment wydaje się nam, że nie potrafimy z nią żyć, to musimy zawsze pamiętać, że nie znamy zakończenia naszej historii...

Dlatego stwórz obraz najpiękniejszy dla Ciebie, taki w którym wszystkie potrzeby będą zaspokojone, taki w którym wszyscy bliscy będą szczęśliwi, uwzględnij w tym szczęściu również siebie i działaj. Nie masz gwarancji, że Twoje marzenie się zrealizuje, nie wiesz co spotka Cię po drodze... Tylko jedno jest pewne - po prostu przyjemniej żyje się, kiedy na przekór deszczu kierujesz się w stronę słońca...

piątek, 7 marca 2014

POST czy POST - ĘP



              Jak to jest z tym postem dla jednych ma znaczenie dla innych nie ma. Ja zauważyłam, że kiedy mój post jest moim osobistym postem daje dużo więcej niż wtedy, kiedy był postem np. piątkowym. Narzucane zasady przez życie niezależnie z jakiego źródła pochodzą czasami powodują, że ich realizacja daje nam prawo do myślenia o sobie w kategoriach żyjącego zgodnie z zasadami. Tylko czy napewno rozumiemy co autor zasad miał na myśli. 

               W okresie postu po raz 4 świadomie odmawiam sobie jedzenia słodyczy. Ale każdy z poprzednich postów miał dla mnie tak naprawdę zupełnie inny cel. Pierwsze dwa lata nie jadłam słodyczy z jednej strony dlatego, że chciałam schudnąć na wiosne ;-). Z drugiej strony postanowiłam, że przeznaczę go w jakiejś intencji, aby łatwiej było mi wytrwać w postanowieniu. Dzięki temu udało mi się wpleść odrobinę sfery duchowej, a moje intencje się spełniły, więc tym bardziej byłam z tego usatysfakcjonowana. Dwa pierwsze lata były okresem próby, kiedy to pozwalałam sobie np na jedzenie słonych przekąsek. Skoro zakaz ich jedzenia nie został ustalony na początku to uznałam za dopuszczalne ich przegryzanie ;-) W zeszłym roku postanowiłam wprowadzić dodatkowe restrykcje, nie jadłam paluszków i orzeszków... Niestety cała akcja kończyła się w pierwszy dzień świąt, które stawały się dla mnie wybawieniem od postanowienia. Na miejsce owocowych i warzywnych sałatek trafiały słodycze i z niecierpliwością czekałam na kolejne święta, przed którymi znowu będę miała tyle siły, aby zweryfikować moją dietę. Zapomniałam o najważniejszym, że post ma wprowadzić zmianę i zredukować liczbę pochłanianych przeze mnie słodyczy. Chciałabym w ten sposób zadbać o moje zdrowie, które przyda się nie tylko mi, ale również bliskim mi osobom. Chciałabym, aby to był mój ostatni post od słodyczy, aby wprowadził nowe nawyki i z tą myślą go zaczynam... .

             A co jeżeli sam świadomie lub podświadomie pościsz całe życie, decydujesz się na jego bylejakość, nie dbasz o siebie kosztem pozornego szczęścia innych. Zamiast zrobić krok do przodu stoisz w miejscu, pościsz każdego dnia, bo czegoś ci brakuje. A przecież post nie ma trwać wiecznie, ma być przygotowaniem do zmiany swoich nawyków a nie celem samym w sobie. Zróbmy tak, aby nasz post był naszym postępem :-) Wam i sobie tego życzę!!!