piątek, 20 grudnia 2013

Dziewczynka z zapałkami.


Miałam ogromną przyjemność zagrać w przedstawieniu przygotowanym przez rodziców dla dzieci w przedszkolu. Byłam Dziewczynką z Zapałkami. Panie obsadzając mnie w tej roli nie miały pojęcia, że od paru lat każdego dnia zapalam "zapałkę" i w jej blasku staram się zobaczyć moją wymarzoną przyszłość.
Jak każdy z nas jestem w drodze. W drodze do swojego celu, do tego kim chcę być, jakimi ludźmi chcę się otaczać, dla kogo chcę żyć i czego chcę dokonać. Konsekwencja w dążeniu do celu powoduje, że w naszym życiu musimy wprowadzać zmiany. Albert mówił, że szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów. Zmiana jednak wiąże się z ryzykiem. Nigdy nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć. Okoliczności często nas zaskakują. Popełniamy błędy - to co w jednej chwili wydaje nam się być prawdą absolutną za chwilę okazuje się być mało ważnym elementem tła. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, czy dana zmiana spowoduje więcej korzyści, czy strat. Musimy jednak pamiętać, że wprowadzając jedną zmianę, która jest niesatysfakcjonująca możemy wprowadzić następną i następną i kolejną. Czasami tylko jeden drobiazg, jedno słowo, jedno spotkanie dzieli nas od pełni szczęścia a odkładamy to w nieskończoność. Dzięki temu, że podejmujemy ryzyko szukając naszego prawdziwego celu życia, każdego dnia spotyka nas coś innego. Czasami rzeczywistość nas zaskakuje, czasami smuci, czasami daje satysfakcję, a czasami czujemy pełnie szczęścia. Im więcej celów zrealizowałam tym bardziej zastanawiam się, czy ciekawsze jest osiągnięcie celu, czy ścieżka, która nas do tego prowadzi. Droga sama w sobie może być celem - aby każdego dnia odczuwać szczęście i satysfakcje z życia teraźniejszością. 
W naszej przedszkolnej bajce Dziewczynka z Zapałkami spełniła swoje marzenie - została zaproszona na Wigilię i spędziła ją w blasku przepięknej choinki z cudowną rodziną. Mimo tego, że po drodze do celu wyśmiewały się z niej dzieci, a nikt nie chciał kupić od niej zapałek. Rozejrzyjmy się dookoła może ktoś właśnie zapalił zapałkę - spełnijmy jego marzenie... ;-) Na pewno zdążymy  przed Wigilią... .

środa, 4 grudnia 2013

Jak nauczyłam się śmiać.

"Uśmiech jest naj­praw­dziw­szym, kiedy jed­nocześnie uśmie­chają się oczy."
   
                                                                                                                 Jan Twardowski

           Wszystkie nasze zachowania są albo nabyte drogą charakteru, albo wbite do głowy przez otoczenie, w którym się wychowywaliśmy albo okupione męką związaną z wypracowywaniem nowego nawyku. Jeżeli odpowiadają nam wszystkie nasze zachowania i czujemy się dobrze ze sobą nie musimy wprowadzać zmian - chyba, że ktoś inny z nami nie wytrzymuje to albo trzeba zmienić towarzystwo albo zmienić się dla kogoś. Problem jest w tym, że nigdy nie zmieniamy się dla kogoś - zawsze podstawą do zmiany są nasze wewnętrzne egoistyczne potrzeby. Możemy zmienić się po to, żeby ktoś nas lubił ale tylko dlatego, że potrzebujemy być lubianymi przez tą osobę. Zmiana, którą generujemy w nas samych powoduje zmiany u innych ludzi, którzy z nami przebywają. Każda zmiana wywołana na jednej płaszczyźnie wywołuje szereg innych zmian na płaszczyznach sąsiednich. Bardzo widoczne jest to w relacjach. 
             Ja swoje pierwsze doświadczenia w zmianach przechodziłam, kiedy uczyłam się uśmiechać do ludzi. Ogólnie jestem osobą uśmiechniętą, ale kiedyś potrafiłam śmiać się tylko w otoczeniu osób, które znałam, przy których czułam się pewnie i bezpiecznie. Obce osoby powodowały u mnie strach i niepewność. Te emocje nie pozwalały na swobodny uśmiech. Chciałam się uśmiechać, więc rozpoczęłam moją drogę do zmiany. Pierwsze były dzieci - postanowiłam, że będę się do nich uśmiechać. Dziecko zazwyczaj ten uśmiech odwzajemnia!!! Okazało się, że uśmiechanie się do każdego napotkanego dziecka nie było trudne. Kolejny krok to uśmiech przy każdym "Dzień Dobry". Tutaj zobaczyłam pierwszą zmianę - więcej osób odpowiadało mi z uśmiechem, ale oczywiście nie wszyscy. Dodało mi to pewności siebie i zaczęłam coraz częściej "wykorzystywać" uśmiech w codziennym życiu. Trenowałam na urzędniczkach, pracownikach banku, ekspedientkach, lekarzach i paniach w recepcji. Niesamowitą zmianę dostrzegłam jeżdżąc samochodem - nie musiałam już denerwować się, czy ktoś wpuści mnie na prawidłowy pas - wystarczył uśmiech. Jak nie działał za pierwszym razem to za drugim. Moje życie zmieniło się, ponieważ wprowadziłam zmianę, która wpłynęła na innych ludzi. Uśmiechnijcie się każdego dnia do trzech osób "ponadprogramowo" - uśmiech zdziała cuda i jest zaraźliwy :-) :-) :-)