„Ktokolwiek kocha, staje się skromny. Ci, którzy kochają, porzucają część swojego narcyzmu” – Zygmunt Freud
Moja koleżanka poprosiła mnie, abym napisała na swoim blogu o NARCYZIE czyli o niej. Skoro jest narcyzem nie zdziwiła mnie jej prośba. Postanowiłam więc zapoznać się z tematem i wyciągnąć własne spostrzeżenia. W świecie internetowym znalazłam kilka ciekawych informacji, które dały mi szersze spojrzenie na jak się okazało rosnący problem. Narcyz to osoba zakochana w sobie i pewna swoich możliwości. Każde dziecko przechodzi przez okres tzw pierwotnego narcyzmu - uwaga mądre słowo - omnipotencji czyli wszechmocy. Z tego stanu bardzo naturalnie przechodzi do narcyzmu wtórnego i ma poczucie, że przy wykorzystaniu przedmiotów lub ludzi może zaspokajać swoje potrzeby. Wszystko jest ok, bo życie, środowisko, rodzina wcześniej czy później weryfikują zapatrzonych w siebie królewiczów i królewny. Niestety może dojść do sytuacji, kiedy nieproporcjonalne chwalenie lub krytykowanie zachowań dziecka prowadzi do zaburzeń poczucia własnej wartości i może być przyczyną zachowań narcystycznych. Tyle teorii, bo głębiej moja głowa się nie zagłębi. A jak to wygląda w praktyce. Czy każdy narcyz jest narcyzem, jak odróżnić narcyza od zwykłego egoisty, kiedy bycie narcyzem jest tylko przykrywką naszej prawdziwej osobowości, jak narcyz może kochać kogoś skoro najbardziej kocha siebie, czy czasami każdy z nas nie ma w sobie czegoś z narcyza? Pójdźmy dalej, czy możemy kochać innych, kiedy nie kochamy siebie, kiedy nasze wady i niedoskonałości odbijają się w twarzach innych ludzi, a może to sprawa naszego ego, które każdego dnia zadaje nam pytanie - co dzisiaj zrobiłem, aby ludzie postrzegali mnie za chodzący ideał, czy byłem wystarczająco ambitny, czy wystarczająca ilość spojrzeń potwierdziła moją wyjątkowość?
I tak z tym narcyzem jest - niby taki zakochany w sobie, a musi się przeglądać w lustereczkach innych ludzi - sama tafla wody nie wystarczy...