piątek, 22 czerwca 2012
Własna firma - marzenie czy przekleństwo?
A może sposób na życie i codzienne zmaganie się z kolejnymi decyzjami. O tyle trudne, że te decyzje czasami mogą stanowić o byciu lub nie byciu własnej firmy. Ostatnio zajęłam się poszukiwaniem produktu, który ma urozmaicić ofertę mojej firmy. Co do oferty miałam jasno określone oczekiwania - ma to być produkt dobrej jakości, w estetycznym opakowaniu, dający pozytywne pierwsze odczucie. Aby utrudnić sobie zadanie postanowiłam, że osoba, która ten produkt sprzedaje musi spełniać te same cechy czyli musi mi się z nią dobrze rozmawiać, musi wyglądać estetycznie i robić jeszcze lepsze wrażenie niż produkt, który ma w swojej ofercie. Poszukiwania rozpoczęłam od nawiązania współpracy z panią, która zajmowała się prowadzeniem szkoleń z zakresu kosmetyki, masażu, wizażu, stylizacji paznokci i wielu innych... Pani postanowiła zająć się dystrybucją kosmetyków firmy z Poznania, która na rynku pomorskim do tej pory nie zagościła w żadnym salonie kosmetycznym. Zaproponowała mi współpracę na zasadzie zróbmy pokaz, a potem się dogadamy:) Razem miałyśmy szukać pań kosmetyczek na prezentację interesującej nas marki. Otrzymałam zaproszenia krzywo wydrukowane, z miejscem na wpisanie daty, ale bez informacji o miejscu spotkania i ani słowa o prezentującej się firmie - to był pierwszy znak mówiący - WYCOFAJ SIĘ!!! Potem jeszcze było ich kilka - efekt końcowy w ogóle mnie nie zaskoczył - pokaz się odbył - współpraca zakończyła - pani się obraziła, a ja zaczęłam szukać dalej. Kolejne spotkanie odbyło się w McDonaldzie - do tej pory biznesowo miejsce mi znane, ponieważ wiele konsultantek podpisuje tam wnioski rekrutacyjne do Oriflame. Mi też się to zdarzało, ale zawsze budziło moje wątpliwości czy biznes i hamburgery to dobra para. Okazało się, że jest to również miejsce spotkań Dyrektorów ds. Handlu i Marketingu (spisuję z wizytówki). Pan Dyrektor przedstawił mi produkt tłumacząc jego wady. Zasypał mnie wykluczającymi się informacjami i zaproponował ofertę nie do przyjęcia, bez ładu, składu i sensu... Na sam koniec ucieszył się, że udało nam się nie kupić kawy. Kolejna rozmowa odbyła się telefonicznie chodziło o produkt dla celebrytów czyli wysoka jakość w przerażającej cenie. Tutaj głównie mowa była o zarobkach, bogactwie i tworzeniu rynku zbytu dla dystrybutora bez jasno określonych zasad i gwarancji dającej zabezpieczenie zysków po wykonanej pracy. Rozmowa w stylu: Ile Pani chce...? Możemy się jakoś dogadać... Może Pani to prezentować przy okazji... Weryfikacja propozycji współpracy zaczęła sprawiać mi ogromną przyjemność. Ostatnia rozmowa wyglądała tak - wykręciłam nr do jednego z dystrybutorów produktu a w słuchawce usłyszałam nieprzyjemnie brzmiące halooo... a ja tylko chciałam znaleźć produkt dobrej jakości, w estetycznym opakowaniu i dający pozytywne odczucie. Ciężko jest prowadzić biznes, kiedy wokół nas tylu pozerów, cwaniaków i wyzyskiwaczy... ale nie poddaję się i mam nadzieję, że kolejne spotkania będą bardziej owocne.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz